tytuł: Tylko żart...?
ostrzeżenia: lekki slash - mozalieri (sorry, i can't help myself ♥)
-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-
POV wszechwiedzący
– Antonio...?
Starszy kompozytor odwrócił się w stronę austriackiego muzyka, zaskoczony tak cichym tonem głosu, ale nim zdążył się odezwać, on położył palec na jego ustach, powstrzymując wszelkie pytania.
– Mam do ciebie prośbę… naprawdę dziwną prośbę, ale zgodzisz się, prawda? Zrobisz to dla mnie?
Włoch nie był w stanie mu odmówić, szczególnie widząc w jego oczach czyste błaganie. Nawet, jeśli jego prośba była wyjątkowo dziwna i niespodziewana.
---
Rosenberg w nagłym zdenerwowaniu uderzył laską w podłogę, próbując zwrócić na siebie uwagę wszystkich. Jednak tylko Leopold uważnie śledził go wzrokiem, cała reszta pogrążona była w pasjonującej rozmowie.
– Czy przynajmniej ja mógłbym się dowiedzieć, o co chodzi? – zapytał starszy Mozart.
– O pańskiego syna. I naszego najlepszego kompozytora, Antonio Salieriego – na te słowa mężczyzna aż wywrócił oczami. – Podejrzewam, że łączy ich coś więcej niż tylko rywalizacja.
Nannerl, słysząc te słowa akurat gdy Constance na moment zamilkła, wybuchła tak szaleńczym śmiechem, że z jej oczu aż popłynęły łzy.
– Ma pan na myśli, że mój brat jest kochankiem Salieriego? Przecież to niedorzeczne! – zachichotała, ocierając policzki jedwabną chusteczką. – Równie dobrze mogłabym podejrzewać pana o romans z… z cesarzem!
Oburzony tą uwagą szambelan zamilkł na moment.
– Więc… panie Lorenzo, gdzie jest Mozart, skoro dzisiejsze południe miał spędzić razem z panem, pisząc libretto do nowej opery?
– Powiedział, że dzisiaj nie przyjdzie, bo musi się z kimś spotkać – odparł powątpiewająco. – Jaki to ma związek z pana podejrzeniami?
– Widziałem dzisiaj Mozarta, jak wchodził do gabinetu Salieriego. Może nawet są tam do tej pory? Jeśli tak bardzo wierzycie w ich niewinność, czemu po prostu nie pójdziemy tego sprawdzić? – zawołał, entuzjastycznie podrzucając laskę i ją łapiąc. – Dałbym sobie głowę uciąć, że to prawda!
Oczywiście każdy chciał udowodnić, w jak okropnym był błędzie, więc zgodzili się na jego propozycję. Każdy wątpił w jego słowa, lecz kiedy tylko stanęli pod drzwiami i usłyszeli ze środka głos Mozarta, spojrzeli po sobie zaskoczeni.
– Tonio-ooo, mocniej – głos młodego wirtuoza zamienił się w przeciągły jęk.
Twarze Nannerl i Constance przyozdobił dorodny rumieniec, a Leopold aż pobladł ze strachu. Nawet Lorenzo przełknął głośniej ślinę. Jedynie Rosenberg wyglądał na usatysfakcjonowanego.
– Nie bądź taki niecierpliwy Wolfgang… – wysapał Włoski muzyk z wyraźnym trudem. – Co robisz?
– Tak jest mi niewygodnie! Teraz… teraz będzie lepiej… i będzie mniej mnie bolało…
Na te słowa nawet siostra młodego kompozytora z największą obawą zaczęła sobie wyobrażać to, co mogło się dziać za zamkniętymi drzwiami. I była tym naprawdę przerażona.
– Błagam cię, Antonio… mocniej… Ooo! Tak! Dobrze!
– Nie krzycz aż tak… tak głośno… za chwilę będzie ciebie słychać w całym pałacu…
– Agh! Ahto-ohio! – zawołał, jakby jego głos był stłumiony przez czyjąś dłoń
Słysząc mnóstwo głośnych westchnień i jęków ojciec Mozarta nie wytrzymał i gwałtownie otworzył drzwi, lecz widok, który zastał, wyglądał całkowicie inaczej niż ten, który wyobrażał sobie zaledwie kilka sekund temu. Ba, był aż tak inny, że zaczął się cicho śmiać.
– No panie Rosenberg, teraz przy świadkach powinniśmy obciąć panu głowę!
Antonio i Wolfgang spojrzeli po sobie, całkowicie zdezorientowani, lecz z ulgą odsunęli się od ciężkiego, dębowego biurka, które udało się im przesunąć już aż na pół pokoju.
– Rozumiem, że przyszliście tutaj, żeby nam pomóc? – zaśmiał się Austriak, ocierając ręką pot z czoła.
– Co robicie?
– Przegrałem z nim zakład. W zamian obiecałem, że będzie mógł u mnie zagrać jeden ze swoich koncertów, ale on uparł się, że chce zrobić to o świetle księżyca. Niestety, okno było przed biurkiem, a nie fortepianem, więc postanowił, że trzeba zamienić je miejscami. Teraz zaczynam żałować, że się na to zgodziłem – parsknął Salieri, krzyżując dłonie na piersi. – Chociaż zakładam, że nie przyszliście tu przypadkiem – powiedział, wymownie patrząc na ich rumieńce.
– To Rosenberg podejrzewał was o romans! – zawołała Constance, żeby oczyścić się z zarzutów, a szambelan szybko uciekł z pokoju.
Muzycy tylko się zaśmiali i korzystając z pomocy przyjaciół, szybko uporali się z zadaniem.
---
– Wiesz co Antonio…? Myślę, że teraz odsunęliśmy od siebie podejrzenia Rosenberga – wyszeptał Wolfgang po dłuższej chwili milczenia, kiedy już skończył odgrywać swój utwór.
– Wiedziałeś, że on… ty to wszystko zaplanowałeś? – zapytał zaskoczony. – Wybacz, że nie doceniałem twojego intelektu…
– Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi powstrzymać śmiech, udając te wszystkie dwuznaczne jęki i krzyki! – zaśmiał się głośno i podszedł do Antonia, niezdarnie wtulając się w jego pierś. – Całe szczęście teraz przestanie nas śledzić i rozsiewać plotki na nasz temat…
Włoch lekko uniósł kąciki warg i objął młodszego kompozytora.
– Czy to oznacza, że będziemy mogli się spotykać częściej? – zaśmiał się, czule przeczesując jego rozczochrane, nieposkromione kosmyki włosów.
– Oczywiście! Myślę, że nawet powinniśmy to zrobić dzisiaj. Zapraszam cię na kolację! – zawołał entuzjastycznie Wolfgang i szybko ucałował swojego kochanka w usta. – Tylko musimy się pospieszyć! Bo wiesz… rano oboje musimy wrócić tu do pracy.
Wolfgang położył dłoń na piersi Włocha i zaczął rysować palcem po jego kamizelce abstrakcyjne wzory.
– Wiesz co, il mio amore ? – zapytał, a Wolfgang uśmiechnął się słysząc, że mówił w swoim ojczystym języku. – Mam nadzieję, że w twoim domu znów będę mógł posłuchać tych twoich dwuznacznych jęków i westchnień – wyszeptał tuż koło niego, lekko dotykając ustami jego ucha i przedrzeźniając jego poprzednie słowa, na co on zarumienił się uroczo i zadrżał w oczekiwaniu. – Tylko bez przemeblowywania żadnego pokoju.
– Tak… oczywiście… – wyszeptał z trudem, kiedy starszy kompozytor zrobił kilka kroków do przodu, zmuszając go, by oparł się o klapę fortepianu. – Antonio…?
– Hmm? – mruknął cicho, obejmując jego drobne ciało, a on usiadł na fortepianie i mocno owinął się wokół niego.
– Kocham cię…
– Anche io ti amo, il mio piccolo biondo angelo…
Wolfgang uśmiechnął się do niego i niewinnie musnął ustami jego ust, a ten dotyk szybko przerodził się w czuły, namiętny pocałunek. Antonio pomyślał, że warto było przesuwać fortepian - wymienianie takich czułości w promieniach księżyca naprawdę było niesamowitym przeżyciem…
… które chciał powtórzyć jeszcze wiele razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz